Rozważania

Wer­sja Roz­wa­żań w for­ma­cie pdf do ścią­gnię­cia i wydrukowania

Roz­wa­ża­nia do odsłu­cha­nia są tu:

Wpro­wa­dze­nie

Histo­ria Kościo­ła poka­zu­je, że świę­tym może zostać każ­dy bez wzglę­du na wiek. Chce­my dzi­siaj roz­wa­żać mękę Pana Jezu­sa, wspo­mi­na­jąc bło­go­sła­wio­ne­go Car­lo Acu­ti­sa, który poświę­cił swo­je życie Chry­stu­so­wi. Wie­rzył, że wszyst­ko, co zwy­czaj­ne, moż­na prze­mie­nić w coś nad­zwy­czaj­ne­go. Żył tak samo, jak jego rówie­śni­cy. Miał podob­ne zain­te­re­so­wa­nia i pasje. Zdo­łał jed­nak spra­wić, że zwy­kłe życie sta­ło się czymś nie­zwy­kłym. Jego dzie­ło wpły­nę­ło na wie­lu ludzi z całe­go świa­ta, a misja, któ­rą zapo­cząt­ko­wał jest kon­ty­nu­owa­na do dziś. Jego posta­wa uczy nas miło­ści, wier­no­ści i odwa­gi, któ­re są tak bar­dzo potrzeb­ne w pój­ściu za Jezu­sem. Tobie, Panie Jezu, poświę­ca­my ten czas i pra­gnie­my zmie­niać nasze życie na wzór bło­go­sła­wio­ne­go Car­lo Acu­ti­sa, którego nam dałeś jako wzór do naśla­do­wa­nia. Pod­czas tej dro­gi krzy­żo­wej pra­gnie­my szczególnie modlić się w inten­cji mło­dzie­ży naszej parafii.

STACJA 1      OSTATNIA WIECZERZA

JEZUS: Moja dro­ga krzy­żo­wa… Zanim uczy­ni­łem wszyst­ko nowym, wraz z moimi uko­cha­ny­mi ucznia­mi zasie­dli­śmy do sto­łu. Zgod­nie z tra­dy­cją, obcho­dzi­li­śmy Pas­chę. W tę noc, świę­tą noc, kie­dy wypro­wa­dzi­li­śmy nasz uko­cha­ny naród z Egip­tu. Ogień w moim ser­cu zaczął pło­nąć. Oto chleb i wino. Prze­mie­nio­ne, roz­pa­lo­ne, moje Cia­ło i moja Krew. Dla was. Na zawsze, byśmy mogli być bli­sko sie­bie. Miłość nie zna poję­cia gra­ni­cy. Moi uko­cha­ni ucznio­wie. Mój uko­cha­ny Kościół. A potem wsta­łem od sto­łu i umy­łem moim uczniom nogi. Bo kto kar­mi się moim Cia­łem i moją Krwią, potra­fi słu­żyć i kochać za nic. Ty to wiesz, Car­lo. Tak czę­sto przy­cho­dzisz do Mnie, klę­kasz w świą­ty­ni, pozwa­lasz Mi wejść w swo­je mło­de ser­ce. Pra­wie codzien­nie przy­cho­dzisz na Mszę Świę­tą! Choć masz dopie­ro sie­dem lat! Jak­byś prze­czu­wał, że już nie­ba­wem Two­je ramio­na przy­gnie­cie bel­ka cier­pie­nia, krzyż bez­rad­no­ści. Car­lo! Wiem, że mnie kochasz. I że zawsze będziesz goto­wy przy­jąć wszyst­ko, o co cię popro­szę, nawet jeśli nie będziesz tego rozu­miał. Pra­gnę, byś stał się maleń­kim obumie­ra­ją­cym ziar­nem. Ludzie potrze­bu­ją chle­ba… Sły­szę Two­ją modli­twę, Carlo! 

CARLO: Panie mój, jestem jesz­cze mały, ale bar­dzo Cię kocham. Bar­dzo… Dzię­ku­ję, że mogłem dziś przy­jąć Komu­nię Świę­tą. Jakie to super, że mogę cię nieść w ser­cu. Jest kil­ka spraw, waż­nych. Pro­szę Cię o zdro­wie dla mojej mamu­si i moje­go taty. I prze­pra­szam, że dziś nie posłu­cha­łem mamy, gdy popro­si­ła mnie o pomoc, w posprzą­ta­niu sto­łu po obie­dzie. Aaaa… i pomóż moje­mu przy­ja­cie­lo­wi Adria­no, któ­re­mu umar­ła bab­cia. Bar­dzo ją kochał. Powie­dzia­łem mu, że nie ma co się smu­cić, że bab­cia Ele­na pofru­nę­ła do Nie­ba. I jesz­cze jed­no… pro­szę, żeby moja mamu­sia i tatuś czę­ściej cho­dzi­li ze mną do kościo­ła. Tak bym chciał, żebyś ich przy­tu­lił. A oni… tak nie za bar­dzo. Jestem Twój, Panie Jezu. Już za chwil parę, spać się poło­żę, za wszyst­ko dzię­ku­ję Boże, że źle zro­bi­łem, prze­pra­szam Cie­bie, o uko­cha­ny nasz Ojcze w Niebie…

STACJA 2     MODLITWA W OGRÓJCU

JEZUS: Moi ucznio­wie zasnę­li. Zupeł­na ciem­ność w ogro­dzie Get­sche­ma­ni. I ta prze­raź­li­wa cisza. Woła­łem: „Abba… Ojcze, oddal ode mnie ten kie­lich”. Bałem się. Cia­ło drża­ło po cichu, czo­ło zale­wa­ła mi Krew. Zim­no… było prze­raź­li­wie zim­no. Scho­wa­łem twarz w ciem­nych gru­dach zie­mi. Pach­nia­ła zdra­dą, grze­chem, kłam­stwem. Moje ser­ce woła­ło, jak­by prze­ciw cia­łu, jak­by prze­ciw wszyst­kim ukry­tym bestiom, woła­ło: „Nie moja wola, lecz Two­ja niech się sta­nie!”. Ojcze mój, jak wie­le dusz umie­ra i usy­cha. Ocal je. Ura­tuj­my wszyst­kich, ocal­my, kogo się da! Tam­tej nocy widzia­łem wasze ser­ca. Wasze twa­rze… Two­ją też, uko­cha­na Anto­nio. Jak możesz, tak mnie ranić i mar­no­tra­wić miłość swo­je­go syna Car­la, któ­ry codzien­nie się za cie­bie modli! Nie odrzu­caj naszej miło­ści! Przyjdź do mnie, zakosz­tuj praw­dzi­we­go życia. Cze­kam codzien­nie, na tysią­cach ołta­rzy, na całym świe­cie. Jestem tak bli­sko, tyle świą­tyń wokół was. O jak wie­le tra­ci­cie, odwra­ca­jąc się do mnie ple­ca­mi. Żału­je­cie mi jed­nej godzi­ny? Nie mie­szaj­cie — z bło­tem leni­stwa — mojej łaski i krwi prze­la­nej za was…

ANTONIA — MATKA CARLA: Prze­cho­dząc obok poko­ju Car­la, zatrzy­ma­łam się na chwi­lę. Car­lo klę­czał przy łóż­ku, szep­tał coś — wpa­tru­jąc się w mały krzyż, któ­ry wisiał na ścia­nie. Boże mój, jak on mnie zawsty­dza swo­ją wia­rą! Kie­dy byłam ostat­ni raz na Mszy Świę­tej?… dwa, trzy lata temu? Dziś rano, Car­lo zapy­tał mnie nagle, czy kocham Jezu­sa? Zamil­kłam… Chy­ba wciąż za mało… mój kocha­ny Car­lo… Weszłam do poko­ju i uklę­kłam obok nie­go. Uśmiech­nął się. Mój Boże, jak szcze­rze, jak obfi­cie! Car­lo miał sie­dem lat, gdy przy­stą­pił do Komu­nii Świę­tej. Od tam­tej pory, pra­wie codzien­nie idzie na Mszę Świę­tą do Kościo­ła. Mówi, że nie może żyć bez Jezu­sa. Że Eucha­ry­stia jest jego auto­stra­dą do Nie­ba… Zapa­da noc…

STACJA 3     SAMOTNOŚĆ DROGI

JEZUS: Jak­że gorz­ki był poca­łu­nek Juda­sza w ogro­dzie Get­sche­ma­ni. Gdzież się podzia­li Jakub, Andrzej, Mate­usz?… Jak gorz­kie było zapar­cie się Pio­tra. Pierw­szy Papież upa­da w wie­rze. Bie­da­czek… A był tak pew­ny swo­jej wia­ry. Pra­wie wszy­scy mnie opu­ści­li. Spa­ra­li­żo­wał ich lęk, strach o wła­sną skó­rę. Może­cie mnie opu­ścić i odrzu­cić. Jeste­ście wol­ni. Czy war­to jed­nak odcho­dzić od tego, któ­ry kocha? Któ­ry życie za Cie­bie odda­je? Widzę Cię Car­lo, jak sie­dzisz przed kom­pu­te­rem i two­rzysz pięk­ny pro­jekt. Jak dobrze, że o mnie pamię­tasz i chcesz opo­wia­dać o Mnie innym…

CARLO: Obie­ca­łem Panu Bogu, że zro­bię wszyst­ko, by ludzie usły­sze­li o Nim i naj­więk­szym Bożym cudzie — o Eucha­ry­stii… o naszym Panu obec­nym pod posta­cia­mi chle­ba i wina, w Prze­naj­święt­szym Sakra­men­cie. Mie­siąc temu, gdy klę­cza­łem po Mszy Świę­tej zala­ny świa­tłem Bożej obec­no­ści, przy­szła mi myśl, by zapro­jek­to­wać wysta­wę na temat „Cudów Eucha­ry­stycz­nych”, uzna­nych przez Kościół, któ­re mia­ły miej­sce na prze­strze­ni wie­ków w róż­nych kra­jach świa­ta. I tak od kil­ku tygo­dni, prze­sia­du­ję przed kom­pu­te­rem, nie mar­nu­jąc cza­su na bez­myśl­ne prze­glą­da­nie inter­ne­tu, ale pró­bu­ję stwo­rzyć coś war­to­ścio­we­go, co przy­po­mni ludziom, że Ty Panie Jezu jesteś tak bli­sko nas… Cza­sa­mi bar­dzo samot­ny… bo jesz­cze tak wie­le dusz nie pamię­ta o Two­jej obec­no­ści w bia­łym Chle­bie. Daj mi siły, Panie Boże, bym stro­nił w inter­ne­cie od nie­bez­piecz­nych i złych tre­ści, któ­re dobi­ja­ją wraż­li­wość nasze­go ser­ca. I spra­wia­ją, że bywa­my total­nie bez­myśl­ni. Inter­net to faj­na spra­wa. Ale tak wie­lu od nie­go się uza­leż­nia, popa­da­jąc w bez­owoc­ną samot­ność… A mogli­by w tym cza­sie zro­bić coś Bożego…

STACJA 4     BICZE I CIERŃ

JEZUS: Sta­łem przed Piła­tem, spo­glą­da­jąc Mu w jego prze­ra­żo­ne oczy. Dzi­ki tłum krzy­czał: „Na krzyż z Nim”. Wszyst­ko mnie bola­ło. Led­wo utrzy­my­wa­łem się na nogach. Cier­nie koro­ny wbi­ja­ły się nie­mi­ło­sier­nie w moje skro­nie. Trzy­dzie­ści ude­rzeń bicza, bez jed­ne­go, prze­ora­ły moje ple­cy. Oto cena waszych grze­chów. Jak­by całe zło tego świa­ta, chcia­ło we Mnie ude­rzyć i znisz­czyć raz na zawsze… Ziar­no musi obumrzeć. Pro­si­łeś mnie wie­le razy, dro­gi Car­lo, o nawró­ce­nie grzesz­ni­ków. Twój sąsiad, sta­ry poczci­wy Feli­cia­no powró­cił do Kościo­ła. Pra­cu­ją­cy u was hin­du­ista Rajes widząc Two­ją wia­rę, uwie­rzył we mnie i przy­jął chrzest, twój przy­ja­ciel ze szko­ły — Seba­stia­no porzu­cił nar­ko­ty­ki. Jak wie­lu Mi ofia­ro­wa­łeś, by się nie zatra­ci­li… Już czas Car­lo! Pra­gniesz mnie naśla­do­wać? Tak zupeł­nie i na serio? Czas wziąć krzyż, na swo­je ramio­na, kocha­ny Car­lo! Ura­tu­jesz jesz­cze wie­le dusz. A Ja?… będę z Tobą. Cały czas…

CARLO: Dziś nakrę­ci­li­śmy z kole­ga­mi film. Było dużo śmie­chu, choć w powie­trzu wisia­ło coś dziw­ne­go. Mar­co, przy­wa­lił mi dziś, że tro­chę przy­ty­łem. Co praw­da, to praw­da. Luigi włą­cza kame­rę. A ja wypa­lam: „Przy­ty­łem do 60 kg i jestem prze­zna­czo­ny na śmierć. Umie­ram”. Klask w dło­nie. Mar­co zwi­ja się ze śmie­chu. A ja odpły­ną­łem myśla­mi. Dale­ko… dziw­nie się czu­ję. Dziś w koście­le, gdy ado­ro­wa­łem Pana Jezu­sa, zoba­czy­łem Go nagle (… w swo­ich myślach) całe­go umę­czo­ne­go, w czer­wo­nej pur­pu­rze. Może chce, bym się ofia­ro­wał jesz­cze wię­cej… Panie mój, jestem sła­by i grzesz­ny. Ale jeśli chcesz, daj mi krzyż! Jeśli to dopro­wa­dzi wie­lu do Nie­ba, daj mi go jak naj­prę­dzej. Żebym zdą­żył… Jutro koń­czę 14 lat.

STACJA 5        KRZYŻ NA RAMIONACH

JEZUS: Nie… krzyż nie był w tym wszyst­kim — naj­więk­szym cię­ża­rem. Naj­wię­cej waży ludz­ki grzech. I to było naj­cięż­sze. Wasze grze­chy… I to wasze cią­głe odkła­da­nie na jutro. Że macie niby — jesz­cze czas. Jak­by to od Was zale­ża­ło, kie­dy po was przyj­dę. Unieść upa­dłą ludz­ką natu­rę jest naj­cię­żej. Świat ci będzie mówił: nie war­to… Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Świę­ty, Kościół — nie war­to! Widzia­łem, mój naj­droż­szy Car­lo, wie­le razy, jak cię wyśmie­wa­li, jak robi­li sobie żar­ty z two­jej wia­ry. Pamię­tasz?… jak raz Gio­van­ni, twój kole­ga z kla­sy, wyzy­wał cię od waria­tów i poboż­ni­siów, tyl­ko dla­te­go, że ośmie­li­łeś się zro­bić znak krzy­ża, przed spo­ży­ciem obia­du w szkol­nej sto­łów­ce? Odpo­wie­dzia­łeś mu wte­dy: „nie nabi­jaj się z tego, co jest dla mnie waż­ne…”. A potem modli­łeś się dłu­go za nie­go. Bez ura­zy i gnie­wu. Ludzie boją się wziąć swe­go krzy­ża. Cza­sa­mi wsty­dzą się swo­jej wia­ry. Nie bój się Car­lo… Bądź odważ­ny, idź dalej za tym, co Boże. Gio­van­ni, dzię­ki two­jej cier­pli­wej miło­ści, kie­dyś będzie mi wier­ny. Bo miał obok sie­bie kole­gę, któ­ry wal­czył o jego zba­wie­nie. Dla­te­go tak bar­dzo kocham mło­dych. Bo jak uwie­rzą, będą prze­no­sić góry! Jak ty, mój dro­gi Carlo…

ANTONINA — MATKA CARLA: Od paru dni jeste­śmy w Asy­żu. Mamy tu bli­skich, więc w każ­de waka­cje spę­dza­my w Asy­żu dwa tygo­dnie. Car­lo jest wnie­bo­wzię­ty, uwiel­bia św. Fran­cisz­ka. Ma tu też wie­lu kole­gów, z któ­ry­mi — pół dnia gra w pił­kę. Dziś wie­czo­rem, Car­lo roz­bił swo­ją kolej­ną por­ce­la­no­wą skar­bon­kę. Zapy­ta­łam, co się sta­ło, skąd taka decy­zja? „Koja­rzysz mamuś tę star­szą panią z uli­cy Via Bor­go Are­ti­no? Widzia­łem dziś w skle­pie, jak zabra­kło jej pie­niąż­ków na oli­wę. Jest sama, Patri­zio mówił mi, że spła­ca dłu­gi swo­je­go syna, któ­ry jest w wię­zie­niu. Pomy­śla­łem, że kupię jej tą oli­wę i jesz­cze coś do jedze­nia…”. Hmmm… cały Car­lo. Zauwa­ży każ­dą bie­dę. Nic dla sie­bie, wszyst­ko dla innych. Scho­wał swo­je oszczęd­no­ści do kie­sze­ni i wybiegł z domu. No tak… wia­ra i modli­twa, bez uczyn­ków, są martwe…

STACJA 6         UPADEK POD KRZYŻEM

JEZUS: Nio­sąc krzyż, co chwi­lę upa­da­łem. Poga­nia­li mnie, wie­lu plu­ło mi w twarz. Ludzie potra­fią być okrut­ni. Prze­bacz im, Ojcze, nie wie­dzą, co czy­nią… Dam im nowe ser­ce, dam im nowe­go Ducha. Jesz­cze chwi­la i się doko­na, to, co ma się doko­nać. Przyjdź­cie do Mnie wszy­scy, utru­dze­ni, odrzu­ce­ni, upo­ko­rze­ni, nio­są­cy krzyż cier­pie­nia… Nie upa­daj­cie na duchu… Jestem z Wami! Cały świat może o was zapo­mnieć, Ja – nie zapo­mnę nigdy! Mój dro­gi Car­lo… przy­szedł już czas. To jest moja i two­ja godzi­na. Czy jesteś już gotów wziąć swój krzyż?… I pójść ze mną? Potrze­ba, aby two­je mło­de i wraż­li­we ser­ce zosta­ło wywyż­szo­ne. Pójdź za Mną, Car­lo, zba­wiać świat! Stań się moją małą hostią…

CARLO: Jest taka godzi­na, w któ­rej zapa­da mrok i robi się zupeł­nie ciem­no. Wte­dy już wiesz, że wszyst­ko w rękach Boga. Upa­da­my a On nas pod­no­si. Odda­la­my się a On cze­ka z otwar­ty­mi ramio­na­mi. Czy stwo­rzy­łeś nas Panie, byśmy mar­no­tra­wi­li skar­by Two­jej łaski i jedli ze świ­nia­mi z jed­ne­go kory­ta? Wczo­raj po raz kolej­ny uklęk­ną­łem do spo­wie­dzi. Czu­łem, że muszę. Wie­dzia­łem, że moje ser­ce jest brud­ne, że znów zabra­kło mi poko­ry… Na Mszy Świę­tej ojciec Mat­teo mówił o kwia­tach na pusty­ni, któ­re rano zakwi­ta­ją a wie­czo­rem są już uschłe, wypa­lo­ne słoń­cem, żarem pustyn­ne­go pie­kła. Kie­dy przyj­dzie noc, kie­dy cia­ło będzie sła­be, uschłe… nawilż mnie łaską, bym zakwitł. Jak ten pustyn­ny kwiat. Żebym nie upadł zbyt nisko. Pod­nie­siesz mnie wte­dy i przy­tu­lisz. Ofia­ro­wa­łem dziś Komu­nię Świę­tą za wszyst­kich cier­pią­cych, za tych któ­rym bra­ku­je sił. Świę­tość to nie doda­wa­nie, lecz odej­mo­wa­nie: to mniej „nas” by zosta­wić miej­sce Tobie, Boże…

STACJA 7       MATKA

JEZUS: Zawsze była mi bli­ska. Kocha­na mama, któ­ra z moim ziem­skim tatą – Józe­fem, nauczy­li Mnie tak wie­le. W ich oczach, gestach, w sło­wach i w mil­cze­niu – odkry­wa­łem czu­łość moje­go Ojca, Stwo­rzy­cie­la nie­ba i zie­mi. A teraz bied­na… mie­rzy się z mie­czem, prze­ni­ka­ją­cym jej ser­ce. Jak tysią­ce matek i ojców, któ­rzy są goto­wi zro­bić dla swo­je­go dziec­ka dosłow­nie wszyst­ko! Oto czy­nię wszyst­ko nowe, Mat­ko… Niech two­je łzy zmie­sza­ją się z moją Krwią, niech two­ja boleść skrzy­żu­je się z moim cier­pie­niem. Przy­tul swo­je­go syna, przy­tul owcę pro­wa­dzo­ną na rzeź, jak w Naza­re­cie, gdy w two­ich ramio­nach i w ramio­nach Józe­fa czu­łem Nie­bo, odnaj­dy­wa­łem praw­dę, że miłość cier­pli­wa jest, łaska­wa jest, że wszyst­ko znie­sie! Znieś to mamo, by się wypeł­ni­ło wszyst­ko, co ma się wypeł­nić… Bądź­my teraz z Car­lem i jego rodzi­ca­mi, potrze­bu­ją nas…

ANTONIA — MATKA CARLA: Dziś pękło mi ser­ce… Nie potra­fi­łam prze­stać pła­kać. Na szpi­tal­nym kory­ta­rzu zapadł gęsty mrok. Nawet gło­śny dotąd śpiew pta­ków, dobie­ga­ją­cy do nas przez otwar­te okno, zamilkł. Andrea objął mnie sil­nym ramie­niem. Wie­dział, że lada moment osu­nę się na pod­ło­gę. W ser­cu grzmią, niczym bły­ska­wi­ca, bole­sne sło­wa dok­to­ra Miche­la: „Wasz syn ma bia­łacz­kę typu M3, naj­bar­dziej agre­syw­ną postać tej cho­ro­by…”. Nasz uko­cha­ny Car­lo ma bia­łacz­kę. Boże mój… jak mogłeś, nie zabie­raj nam nasze­go jedy­ne­go syna! Zale­wa mnie gniew i bez­rad­ność. Miecz bólu wbi­ja się w sam śro­dek ser­ca. Otwie­ra­ją się drzwi gabi­ne­tu dok­to­ra Miche­la. Poja­wia się w nich Car­lo. Jego uśmiech rap­tow­nie zani­ka. Pod­cho­dzi do nas i daje się objąć. „Nie płacz mamuś… — szep­cze mi do ucha — Bóg wie, co robi…”. Tam­te­go dnia po raz pierw­szy w życiu poczu­łam, ile waży krzyż, któ­ry jest nie do unie­sie­nia. Mój uko­cha­ny Car­lo gaśnie…

STACJA 8         KRZYŻ NIE DO UNIESIENIA

JEZUS: Sił coraz mniej. Poni­żo­ny, wciąż upa­da­łem w pył dro­gi. Zaora­li mój grzbiet, wyżło­bi­li dłu­gie bruz­dy. Bywa, że bez­sil­ność sta­je się jedy­ną modli­twą, cichym krzy­kiem nasze­go ser­ca. Nigdy nie trać­cie z oczu moje­go umę­czo­ne­go Cia­ła, ukry­te­go w bia­łej kru­chej Hostii! Nie trać­cie z oczu wcie­lo­nej Miło­ści, któ­ra ze stro­ny grzesz­ni­ków, tak wiel­ką cier­pi wro­gość — aby­ście nie usta­wa­li, zała­ma­ni na duchu! Mój Car­lo, ty wiesz, jak cen­na jest moja Krew! Idziesz razem ze mną, wol­ny jak ptak, nie­przy­mu­szo­ny jak Szy­mon z Cyre­ny. Twój ból jest moim bólem, two­je łzy są moimi łza­mi, two­je umę­czo­ne cia­ło jest moim umę­czo­nym cia­łem. Żyję w Tobie, bo ty zapra­gną­łeś żyć we Mnie…

CARLO: Leżę w szpi­ta­lu dopie­ro jeden dzień a czu­ję, jak­bym się cały roz­sy­py­wał. Naj­trud­niej­szy jest ból kości, sta­wów i brzu­cha. Nie­ustan­nie leci mi krew z nosa i z prze­wo­du pokar­mo­we­go. Nie mogę oddy­chać. Jestem coraz bar­dziej sła­by. Naj­bar­dziej żal mi mamy i taty. Ich oczy są total­nie wysu­szo­ne, jak­by wyla­li już wszyst­kie łzy. Boże mój, niech to trwa jak naj­kró­cej… Daj mi wię­cej… byle by nie cier­pie­li w nie­skoń­czo­ność. Tak bar­dzo ich kocham. Jezu, cho­ciaż byś mnie zabił… będę Ci ufał! Ofia­ru­ję to wszyst­ko za Kościół Świę­ty i Papie­ża. Za mło­dych, któ­rzy się od Cie­bie odda­la­ją. Wiem, że mnie sły­szysz. Niech się dzie­je Two­ja wola…

STACJA 9         BEZLITOSNA BEZRADNOŚĆ

JEZUS: Przy­sze­dłem peł­nić wolę moje­go Ojca. Dla­te­go nało­żo­no na Moje ramio­na bel­kę krzy­ża. Wię­cej niż drew­no cią­ży­ła Mi świa­do­mość, że szczy­tu Mej miło­ści, Eucha­ry­stii, wie­lu nie zro­zu­mie, nie doce­ni, wzgar­dzi nią. Zbyt czę­sto zwią­zu­je­cie mi ręce, gdy oddy­cham cicho w waszych ser­cach. Jestem wte­dy bez­rad­ny… jak wte­dy na Gol­go­cie, gdy unie­ru­cho­mi­li Mnie gwoź­dzia­mi. Jeże­li nie chce­cie, abym sam dźwi­gał grze­chy wszyst­kich ludzi, pomóż­cie Mi, ofia­ru­jąc się wraz ze Mną moje­mu Ojcu we Mszy świę­tej. Jeże­li chce­cie, abym pomógł wam dźwi­gać wasze krzy­że, jed­nocz­cie się ze Mną przez Komu­nię Świę­tą. Nie będzie­cie wte­dy sami na swo­jej krzy­żo­wej dro­dze, w cza­sie któ­rej wszyst­ko czy­nię nowym. Car­lo nigdy nie zwią­zy­wał mi rąk. Pozwa­lał mi na wszyst­ko, nawet wte­dy, gdy było trud­no. Jesz­cze chwi­la, Car­lo. Pro­si­łeś mnie kie­dyś, bym w ciem­ną noc nawil­żył two­je ser­ce łaską. Zakwit­nij, mój mło­dy ryce­rzu, oto noc sta­je się światłem…

CARLO: Jak­że jestem Ci wdzięcz­ny, Panie mój, że przy­szedł dziś do mnie ojciec Mat­teo i nakar­mił mnie Two­im Cia­łem. Bez Komu­nii Świę­tej trud­no wspi­nać się do Nie­ba. I choć z tru­dem poły­kam malut­ką cząst­kę świę­tej Hostii, za każ­dym razem czu­ję, że nie jestem sam. Chcia­łem oddać Tobie total­nie wszyst­ko, bierz zatem. Bierz… bied­ne ser­ce swo­je­go Car­la. Mama z tatą przy­nie­śli mi dzi­siaj pięk­ne kwia­ty. Taki malut­ki powiew świe­że­go pięk­na, pośród nocy i zła­ma­nych kości, dosłow­nie. Poda­ro­wa­łem je sio­strom, któ­re mną się opie­ku­ją. Ucie­szy­ły się, cał­kiem szcze­rze. Mama uda­je, że już się z moją bia­łacz­ką upo­ra­ła. Tato wyda­je się być spo­koj­ny. Choć na tyle go znam, by wie­dzieć, że w ser­cu pła­cze po cichu, widząc gasną­ce życie swo­je­go syna. Daj im siłę, Boże mój. Niech mnie już wypusz­czą………. do Nieba…

STACJA 10         POCIESZENIE POMIMO

JEZUS: Na mojej dro­dze krzy­żo­wej Ojciec posta­wił wie­le szla­chet­nych dusz. Nie­wia­sty oka­za­ły Mi współ­czu­cie sło­wa­mi oraz łza­mi. Nie pogar­dzi­łem tym, gdyż był to szcze­ry objaw ich życz­li­wej miło­ści. One zna­ły Mnie z widze­nia, sły­sza­ły Moje nauki. A wy? Otrzy­ma­li­ście o wie­le wię­cej… na każ­dej Mszy Świę­tej kar­mię was Sło­wem Bożym, kar­mię was swo­im Cia­łem! Dla­te­go nie zado­wo­lę się słow­ny­mi zapew­nie­nia­mi, że Mnie kocha­cie, lecz pra­gnę, aby­ście wyko­rzy­stu­jąc Moją obec­ność w sobie, dowie­dli miło­ści kon­kret­ny­mi czy­na­mi, posłusz­nym wypeł­nie­niem Mojej woli. Jak Car­lo, któ­ry nigdy nie prze­szedł obo­jęt­nie obok bied­nych, cier­pią­cych, samot­nych. Wie­le dusz, nakar­mi­łeś Car­lo, moją miło­ścią. Wytrwaj do koń­ca, mój boha­te­rze, już idę po Cie­bie…  Sły­szę ból two­jej mamy i two­je­go taty. Dam im łaskę. Są sil­ni. Zbio­rę wszyst­kie ich łzy i zamie­nię w kro­ple nadziei… 

ANTONIA — MATKA CARLA: Mój synek cier­pi bar­dzo. Nie daję rady. Co chwi­lę wycho­dzę na kory­tarz, by nie pła­kać przy nim. I ten jego uśmiech. On cią­gle się uśmie­cha… Prze­pra­szam Boże, za mój cią­gły krzyk, za mój gniew i pod­le szcze­ry ból. Car­lo nie­ustan­nie nas pocie­sza. Opo­wia­da o waka­cjach, wspo­mi­na nasze piel­grzym­ki, robi wszyst­ko, byśmy nie umar­li… choć to on umie­ra. Wie­czo­rem moje nogi powę­dro­wa­ły do kapli­cy szpi­tal­nej. Jak­by ktoś mnie tam pro­wa­dził. W kapli­cy pano­wa­ła ciem­ność. Migo­ta­ło tyl­ko małe świa­teł­ko przy taber­na­ku­lum. Malut­kie i led­wo żywe, jak mój Car­lo. Upa­dłam na kola­na, potem na twarz… łzy… i tyl­ko łzy… Szu­ka­łam świa­tła, była tyl­ko noc. Szu­ka­łam nadziei, była tyl­ko roz­pacz. Szu­ka­łam słów, była tyl­ko kosz­mar­na cisza. Jeśli mnie sły­szysz, Boże mój, to pro­szę: nie każ mu dalej cier­pieć… bła­gam… Wysłu­chaj modli­twy mat­ki, któ­rej pękło ser­ce… I nagle… moje ser­ce krzyk­nę­ło: odda­ję Ci Car­la… Paste­rzem moim jest Pan…

STACJA 11          NA KRZYŻU

JEZUS: Przy­bi­li mnie do krzy­ża. Z ostat­ni­mi łyka­mi powie­trza, wyru­sza­łem w dro­gę powrot­ną do domu swe­go Ojca. Nikt nie odbie­rał Mi życia, Ja odda­wa­łem je sam z Sie­bie. Praw­dzi­wa miłość oddy­cha wol­no­ścią… Nie­win­ny i bez­grzesz­ny, sta­łem się (dla was) grze­chem. Waszym grze­chem! Żeby wszyst­ko, co was zabi­ja, umar­ło razem ze Mną… Jak dobrze, Anto­nio, że odda­jesz mi syna. Już rozu­miesz… że wasza Ojczy­zna jest w Nie­bie. Dro­gi krzy­żo­we mają swój kres… Jak­że wam cza­sa­mi bra­ku­je wia­ry! Chcie­li­by­ście wszyst­ko i wszyst­kich zacho­wać dla sie­bie. Wie­rzy­cie w Boga? I we mnie wierz­cie! W domu mego Ojca jest miej­sce dla was wszyst­kich. Przyj­dę do każ­de­go z was i zabio­rę was do Nie­ba… aby­ście i wy byli tam, gdzie Ja jestem… Szy­kuj się mój uko­cha­ny Car­lo… Wybi­ła godzina…

CARLO: Dzię­ku­ję Ci, Panie, za wszyst­ko… Za to, co było pięk­ne i za to, co bola­ło… Za dar życia i dar wia­ry. Za Two­je świę­te Cia­ło, któ­re mogłem spo­ży­wać, by mieć siłę na dro­gę ku Nie­bu. Za Two­je miło­sier­dzie, któ­re mnie obmy­wa­ło z grze­chów. Za Twój świę­ty Kościół, któ­ry kar­mił mnie sakra­men­ta­mi. Za Two­ją miłość, któ­ra nie zna gra­nic. Za moją mamę i tatę — zawsze uko­cha­nych rodzi­ców, któ­rzy poświę­ci­li mi swo­je życie… Jeśli to już czas, zabierz swo­je­go Car­la do sie­bie… bym był tam, gdzie Ty jesteś…

STACJA 12         MOJA SIOSTRA ŚMIERĆ

JEZUS: Zanurz się w mojej śmier­ci, mój dro­gi Car­lo… Już czas… Two­je życie sta­ło się dro­go­cen­nym kamie­niem. Zbli­żam się do łóż­ka Car­la. Jest ze mną moja Mat­ka i Józef, Michał Archa­nioł, jest też Fran­ci­szek z Asy­żu. Zna­ją dobrze, tego chłop­ca, nie raz jeden do nich wołał. Cięż­ki oddech Car­la prze­bi­ja się przez dusz­ne powie­trze sali, w któ­rej leży. Jego Anioł Stróż uno­si się powo­li, by zro­bić nam miej­sce. Jego misja wyko­na­na. Moja Mat­ka z czu­ło­ścią doty­ka policz­ka Car­la… Daj mi rękę, kwit­ną­cy, mło­dy kwiecie…

CARLO: Panie mój, wiem, że tu jesteś… Sły­szę Two­je Ser­ce, sły­szę, jak pło­nie….. gore­ją­ce ogni­sko miło­ści… Czy to już ta godzi­na? Jeśli tak, jestem gotów… Mamu­siu, tato… dzię­ku­ję… Będę bli­sko. Bar­dzo blisko…

STACJA 13         GRÓB

JEZUS: Wyko­na­ło się. Po śmier­ci, moje cia­ło zło­żo­no w gro­bie, dając zadość naszym żydow­skim zwy­cza­jom. Pamię­taj, że kar­miąc się moim Cia­łem, kar­misz się pokar­mem na życie wiecz­ne. Nie lękaj się śmier­ci. Raczej, gdy klę­czy­cie przede Mną, pro­ście pokor­nie o łaskę dobrej śmier­ci, jak czy­ni­li to przez wie­ki wier­ni i poboż­ni chrze­ści­ja­nie, jak pro­sił o to mój uko­cha­ny Car­lo. Pro­ście dla sie­bie i dla swo­ich bli­skich, byście nie umie­ra­li bez pojed­na­nia się z Bogiem i swo­imi bliź­ni­mi. Oddaj­cie Mi swój lęk przed śmier­cią. Po przy­ję­ciu Komu­nii świę­tej spra­wi­cie Mi radość, gdy wasze ser­ce cie­szyć się będzie szcze­rze, na chwi­lę nasze­go zjed­no­cze­nia w wiecz­no­ści. Ja jestem z wami, przez wszyst­kie dni, aż do skoń­cze­nia świata!

ANTONIA — MATKA CARLA: Poda­ro­wa­łeś mi Boże… cudow­ne­go syna. Ale Car­lo nie nale­żał do nas. Był od począt­ku cały Twój, jak każ­dy czło­wiek, stwo­rzo­ny na Boży obraz i podo­bień­stwo. Jego cia­ło odda­je­my zie­mi. Duszę powie­rza­my Tobie. Dziś rozu­miem, że te 15 lat życia, nasze­go uko­cha­ne­go syna, wyda­ło wie­le pięk­nych owo­ców. Że przez Car­la, wie­lu wró­ci­ło do Cie­bie, pocią­gnię­tych jego pro­stą i ufną wia­rą. Ja też, po wie­lu latach mojej let­niej wia­ry, rzu­ci­łam się w Two­je ramio­na. Wiem, że to zasłu­ga Car­la, któ­ry mnie zawsty­dzał swo­ją miło­ścią do Ciebie…

STACJA 14        TO JESZCZE NIE KONIEC

ANTONIA — MATKA CARLA: Czte­ry lata po śmier­ci syna zaszłam w cią­żę. Wcze­śniej, mia­łam pro­ble­my zdro­wot­ne, z powo­du któ­rych Car­lo przez całe swo­je życie nie docze­kał się rodzeń­stwa. Bliź­nię­ta poczę­ły się, kie­dy mia­łam 43 lata. To jesz­cze jeden cud i wiel­ka łaska, któ­rą wypro­sił nam Car­lo. A Jezus rzad­ko mu odma­wia. Gdy byłam w cią­ży z bliź­nię­ta­mi, lekarz wyli­czył datę poro­du na 11 paź­dzier­ni­ka, rocz­ni­cę śmier­ci mózgo­wej Car­la. Ja wiem, że mój syn żyje. Jest teraz jesz­cze bli­żej nas niż wte­dy, gdy prze­by­wał tu na zie­mi. Ile­kroć jestem na Mszy Świę­tej czu­ję jego obec­ność. Widzę, jak się uśmie­cha i mówi: dobra robo­ta, mamo… Bądź uwiel­bio­ny, Panie, za wszyst­ko… Tak­że za każ­dą noc, któ­ra sta­je się światłem…

Zakoń­cze­nie

Jezu, dzię­ku­je­my Ci za Two­ją mękę oraz bło­go­sła­wio­ne­go Car­lo Acu­ti­sa, któ­ry poszedł Two­im śla­dem. Daj nam siłę, aby­śmy potra­fi­li naśla­do­wać jego wia­rę i zaufa­nie. Niech roz­wa­ża­nie Dro­gi Krzy­żo­wej przy­czy­ni się do nasze­go uświę­ce­nia i pomo­że nam na pro­wa­dze­nie lep­sze­go życia.

Patrząc na Jezu­sa w Naj­święt­szym Sakra­men­cie możesz sam teraz powie­dzieć to co masz mu do powie­dze­nia. Posłu­chaj co On chce Tobie przkazać.

Auto­rem roz­wa­żań jest KS. RAFAŁ JERZY SORKOWICZ SChr

Zdję­cia na okład­ce są autor­stwa Patry­cji Linda